Drogi pamiętniczku #1



Uff, cóż to był za szalony tydzień! W zasadzie cały spędziłam w rozjazdach. Najpierw z grupą młodzieży zwiedzałam Pragę (marzyłam o niej od 12 roku życia!), a później w gronie dorosłych zwiedzałam Toruń. Przepakowywałam walizki i jechałam dalej. Całkiem fajne doświadczenie, chociaż w ostatnim dniu marzyłam już o moim łóżku i wieczorze z Netflixem.

Dzisiaj poniedziałek. Po tygodniu nieobecności w pracy, wracałam, mówiąc wprost, nieco zestresowana. Jakby to był mój pierwszy dzień w nowej pracy. Szczęśliwie po kilku godzinach wdrożyłam się w moje obowiązki. Niestety, gorzej z powrotem do obowiązków domowych.

No i tu się zaczyna historia. Wiecie, jak to jest (przynajmniej matki wiedzą), kiedy masz szansę zostawić na parę dni swoją młodzież w domu i tak zwyczajnie odetchnąć? Przez te 5 dni, kiedy śniadanie przygotowywał mi ktoś, ktoś później sprzątał, jeszcze inny ktoś przygotowywał kawę, obiad i kolację nieco oderwały mnie od mojej codzienności. Powrót do rzeczywistości nie jest łatwy, oj nie jest.

W sumie nigdy nie ukrywałam, że nie zawsze macierzyństwo daje mi spełnienie. Szczególnie spełnienia nie czuję, kiedy B. daje mi się we znaki. 26 - miesięczny chłopiec pełen energii i humorków potrafi nieźle dać w kość. Nie ma lekko.

I właśnie teraz, mój drogi pamiętniczku, chciałabym napisać, jak dzisiaj jest mi ciężko. Zaległości w domu nagromadzone przez kilka tygodni, upał plus piski i krzyki sprawiają, że czuję się, jak po maratonie. Nawet nie dałam rady wyjść z dzieckiem na plac zabaw, żeby chociaż przez 40 minut odetchnąć. Owszem, mogłabym mu włączyć bajki na pół dnia i też bym miała spokój, ale nie o to chodzi. B. ma już nieco ponad 2 lata, a ja poczucie, że w codziennych obowiązkach straciłam zbyt dużo czasu, którego nie mogłam mu poświęcić. Najpierw był małym chłopcem, którego bawiła włączona karuzela nad łóżeczkiem, a ja ogarniałam zakupy, pranie, sprzątanie, gotowanie i pisanie pracy magisterskiej. Później stał się starszym chłopcem, któremu włączyłam bajkę i dalej poświęcałam się wszystkim obowiązkom, które musiałam wykonać jako strażniczka domowego ogniska. A teraz,kiedy zaczynają się pierwsze problemy wychowawcze stwierdzam, że te wszystkie naczynia i kurze były mało ważne.

I choć wiem, że nie nadrobię tego straconego czasu, ale naprawdę się staram. Staram się być z nim, a nie obok niego. Staram się go uczyć i wychowywać, chociaż nie jest to wcale takie łatwe, kiedy w grę wchodzi zmęczenie i obowiązki, a B. wcale nie pomaga. Właśnie dzisiaj jest ten dzień, który zaczął się całkiem pozytywnie, niestety, momentami moje nerwy i cierpliwość były na totalnym wyczerpaniu. Pozostaje mi zakończyć ten dzień miłym akcentem i wierzyć, że jutrzejszy dzień będzie lepszy od poprzedniego.




Komentarze

Popularne posty